Tekst napisany niedługo po przyjęciu do Lisiego Azylu, w grudniu 2019 roku. Kajtek trafił do Azylu po tym, jak został odebrany interwencyjnie z fermy w Zambrowie:
Dopytujecie o Kajtusia, więc na początek garść informacji z naszych ostatnich dwóch tygodni, bo tyle czasu Kajtuś mieszka w Lisim Azylu. Nie wiem, jak bardzo musiał być złamany i zrezygnowany na fermie, skoro do mnie przyjechał już po troskliwej opiece w klinice weterynaryjnej, a więc zaliczył już ten dobry kontakt z ludźmi. Mimo to z góry zakładał, że wszystko to krzywda. Bał się, że zabraknie jedzenia (to nie było to rozbrajające zakopywanie na potem, które uprawiają inne moje lisy, kiedy przejedzone instynktownie wolą zakopać, byle inny lis nie wtranżolił). On zakopywał, mimo że był jeszcze głodny i bardzo chciał jeszcze jeść. Nie mogłam wejść do jego woliery z grabkami, żeby posprzątać, bo jego przerażenie było straszne. Kiedy się do niego zbliżałam, każdy przedmiot w ręku. Był potencjalnym wrogiem. W tym wszystkim najgorsze było to, że on nie próbował się bronić. Był tak przerażony, że tylko czekał na to, co mu zrobię. Nie wiedział, że w ogóle MOŻNA czegoś chcieć. Nie potrafił się bawić i nie wiedział, że inne lisy mogą być takie radosne.
Pomogła nam Jego wielka ciekawość wszystkiego. Z zapartym tchem oglądał inne lisy, kiedy cieszą się na widok człowieka, kiedy witają się ze sobą, bawią, wymuszają na mnie to, czego chcą, buntują się, kiedy chcę je rozgonić w czasie awantur. Oglądał ten serial i nie wierzył w to, co się dzieje.
Odczarowaliśmy grabki i wszelkie przedmioty. Teraz chce je zabrać, obejrzeć, włazi na nie i już wie, że to on może jej popsuć, a nie one stanowią zagrożenia. Nauczył się jak reszta lisów jeść z łyżki, żeby każdy, w razie gdyby mnie nie było, mógł podać mu bezpiecznie leki. Nauczył się brać z ręki i wyciągać smaczki z kieszeni. Nauczył się tego, co cieszy mnie zawsze najbardziej: wie, że ma prawo! Może czegoś chcieć, czegoś nie chcieć. Może zniszczyć, wybrzydzać, chcieć więcej albo wcale.
Korzysta z tego bardzo chętnie. Jedzenie nadal chowa, ale tylko, to czego nie daje rady zjeść. Następnego dnia wyciągam to z kryjówek, żeby mógł sobie chować nowe i wiem, że nie zjadł, bo już nie jest głodny. Wszystkie zabawki nosi, chowa i układa – na razie tylko tak potrafi się bawić, ale pierwsze próby podrzucania już za nim
Dziś był TEN moment, w którym otworzyłam wolierę Laury i Foksi, bo ich relacje były bardzo obiecujące. Kajtek spisał się na medal (zresztą podobnie jak dziewczynki). Próbował gonić koleżanki, ale mimo, że chodzi rewelacyjnie w porównaniu z pierwszymi spacerami, to jeszcze baaardzo daleko mu do innych lisów.
Jest przesłodki, rozbrajający, bezbronny, nieporadny, spokojny, niewinny… jest niesamowity. Ma bardzo wykrzywione łapy od kilkuletniego chodzenia po kratach, rzadkie i jeszcze poklejone futerko, oczy, które nadal wyglądają nieciekawie i ogon skręcony na skutek urazów neurologicznych (Foksia miała dokładnie tak skręcony po wypadku samochodowym).
Słowem, Kajtuś jest wspaniałym lisem w jeszcze niepełnosprawnym ciele, które, mam nadzieję, zmienimy już razem tak, że niedługo Go nie poznacie. Nie muszę pisać, że kocham Go już na maksa?